Ewangelie ostatnich dni roku kościelnego przedstawiają
uczniów pytających Jezusa o ostateczne zwycięstwo Boga nad światem rozumianym
jako miejsce niesprawiedliwości, bezbożności, zła i cierpienia. W odpowiedziach
Jezusa na temat dni ostatnich mieszają się zapowiedzi zarówno końca Epoki
Starego Prawa, zburzenia Jerozolimy (zanim przeminie to pokolenie) jak i końca
świata, gdy Syn Człowieczy powróci w chwale z orszakiem Aniołów i Świętych.
Opisy strasznych wydarzeń temu towarzyszących, gdy „moce niebios zostaną
wstrząśnięte”, nie są może naszymi ulubionymi fragmentami Ewangelii, ale
spróbujmy zrozumieć, że także one niosą pociechę i ocalenie. Dla Żydów bowiem
zburzenie Jerozolimy przez Rzymian w roku 70 po Chrystusie, było istnym Końcem
Świata. Ostrzeżenia Jezusa, by ten, kto będzie na dachu, nie schodził, kto w
polu – nie wracał do miasta, uratowały wielu. Gminy chrześcijańskie znając
prorockie zapowiedzi zniszczenia świętego miasta w porę ratowały się ucieczką,
przez co wielu chrześcijan ocaliło swe życie. Przed nami jeszcze co najmniej
dwa „końce świata”. Dla każdego z nas indywidualnym końcem świata będzie moment
śmierci. Ten świat wtedy dla nas przeminie, potem nastąpi Sąd Boży szczegółowy,
gdy zobaczymy swe życie w świetle Bożej miłości i Jego planów, które
realizowaliśmy, bądź się im sprzeciwialiśmy. A może ten dzień i godzina, o
której nie wie nikt, prócz Boga Ojca, zastanie nas żywymi, może za życia
jeszcze zaskoczy nas widok przychodzącego Pana… Tak czy inaczej – co wtedy
robić? Jak się zachować? Jak nie ulec panice i lękowi?
+
Pierwsze, co radzi Chrystus, to czuwać, być przygotowanym.
Co to znaczy? To proste. Jeśli przez chrzest umarliśmy dla grzechu, a żyjąc w
łasce Bożej jesteśmy w łączności, komunii z Jezusem, to już jesteśmy zbawieni,
nie musimy lękać się śmierci, ponieważ po niej będziemy z Jezusem przechadzać
się po rajskich ogrodach, złotych ulicach wiecznego Jeruzalem, ucztować z
najbliższymi, z którymi musieliśmy się rozstać przez śmierć, a którzy osiągnęli
zbawienie… Różnie sobie wyobrażamy niebo, najważniejsze, że będziemy tam
szczęśliwi.
+
Po drugie, Jezus każe odczytywać „znaki czasu”. To po nich
mamy rozpoznać, że dzień ten jest blisko, aby nas nie zaskoczył jak złodziej w
nocy. Co to za znaki? Powszechne odejście od Boga, zepsucie moralne,
prześladowanie chrześcijan. Czy należą tu również zjawiska kosmiczne i
przyrodnicze? Trzęsienia ziemi, osłabienie blasku księżyca, zaćmienie słońca,
„spadające” gwiazdy? Trudno powiedzieć, gdyż równie dobrze można rozumieć te opisy alegorycznie, np. kryzys gospodarczy jako zachwianie podstawą egzystencji całych narodów, jak trzęsienie ziemi jest zachwianiem "fundamentów świata". Tak czy inaczej znaki te mają być zapowiedzią, ale i mobilizacją – jeśli widzę,
że to się dzieje, nie mogę pozostać w stuporze obojętności, muszę działać,
pojednać się z Bogiem, z bliskimi, modlić się o ocalenie życia, przede
wszystkim tego wiecznego. Także Anioł Stróż każdego człowieka może wyświadczyć łaskę
pewnych znaków pouczających o zbliżającej się śmierci.
+
Po trzecie, jeżeli widzimy, że wybiła ostatnia godzina
naszego bytowania na tym łez padole (albo, że nadszedł Koniec Świata), to w
ostatnich sekundach życia: wzbudź w sercu żal za wszystkie swoje grzechy,
którymi zasmuciłeś dobrego Boga i proś Jezusa o miłosierdzie nad sobą. Łaska
Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna! Normalnie, gdy jest czas i
możliwość, należy wezwać kapłana, który udzielając rozgrzeszenia i sakramentów
przywróci grzesznikowi stan łaski. Lecz gdy nie ma czasu, stan łaski może być
przywrócony właśnie przez doskonały, tzn. z miłości do Boga, żal za grzechy.
+
Warto już od dziś omadlać godzinę swojego końca na tym
świecie. Oddawać się w opiekę Chrystusa i Matki Najświętszej. Szlachetną rzeczą
jest modlić się o dobry koniec dla swoich bliskich i zadbać, aby nie zabrakło
im posługi kapłańskiej w ostatnich godzinach życia.