Jeszcze dwadzieścia – trzydzieści lat temu niektórzy z nas nie wyobrażali sobie innej formy pogrzebu, jak tradycyjne odprowadzenie w żałobnym kondukcie trumny z ciałem zmarłego do grobu i pogrzebanie go przez najbliższą rodzinę, czego symbolicznym gestem jest rzucenie na trumnę grudki ziemi. Jak głęboko wstrząsa odgłos opadającego na wieko trumny piachu, uświadamiając nam marność ziemskich i cielesnych uciech, i zwracając myśli ku wieczności. Pamiętam moje zdziwienie sprzed lat, gdy na amerykańskim filmie zobaczyłem, że uczestnicy pogrzebu odchodzą od trumny przed złożeniem jej do grobu – grabarze czynią to po odejściu gości i rodziny. Dziś jest to powszechna praktyka, oferowana przez firmy pogrzebowe jako jedna z opcji. Panowie z firm pogrzebowych nazywają zresztą taki pogrzeb „amerykańskim”. Jeszcze trudniej za czasów mego dzieciństwa było wyobrazić sobie pogrzeb, w którym spopiela się ciało. Być może dlatego, że świeża była, zwłaszcza w pierwszych latach powojennych, pamięć hekatomb ofiar zagazowanych w obozach zagłady, których ciał pozbywano się właśnie w piecach krematoryjnych. Minęło jednak pół wieku, minęło pokolenie pamiętające wojnę, przyszło nowe, zapatrzone w wysoko rozwinięty cywilizacyjnie Zachód. I chyba właśnie wzorce kultury Zachodu, których transparentem i tubą są produkcje Hollywood, a także pragmatyzm oszczędnościowo-przestrzenny, a nawet i finansowy, utorowały drogę nieistniejącej wcześniej w chrześcijańskiej kulturze Polaków formie pogrzebu ze spopieleniem ciała.
Tak więc od kilkunastu już lat mamy możliwość chowania zmarłych na polskich cmentarzach poddawszy ich ciała wcześniejszej kremacji. Z początku były to wypadki sporadyczne, z czasem, zwłaszcza na wielkomiejskich nekropoliach, coraz częstsze, dziś już powszechnie spotykane. Pasterze Kościoła w Polsce postanowili więc uporządkować i nieprzystosowany do kremacji rytuał pogrzebu, i przepisy prawne Kościoła, i wreszcie sposób samego myślenia o tej formie pogrzebu jako wyrazie wiary chrześcijanina w zmartwychwstanie. W prasie zaś zawrzało. Natychmiast pojawiły się nagłówki
w rodzaju: Kościół sprzeciwia się kremacji, lub Biskupi dyktują, jak mamy chować naszych zmarłych itp. Poza oczywistą niechęcią niektórych środowisk do Kościoła, przebija z tych sformułowań lęk: oto otrzymaliśmy możliwość wyboru, decydowania o sposobie pochówku, a nawet wpływu na kształt ceremonii pogrzebowych, a teraz Kościół chce nam tę zdobycz odebrać. Pojawiają się pytania, jak rozwiązać organizacyjnie problem ceremonii, w której Mszę i obrzęd ostatniego pożegnania odprawia się w obecności ciała, a potem, po kremacji chowa się prochy? I znów antyklerykalne środowiska krzyczą, że Kościół chce przy tej okazji pobrać dodatkową ofiarę. Spróbujmy na spokojnie przyjrzeć się tym zarzutom i wyjaśnić, czemu uregulowania Episkopatu Polski służą…
w rodzaju: Kościół sprzeciwia się kremacji, lub Biskupi dyktują, jak mamy chować naszych zmarłych itp. Poza oczywistą niechęcią niektórych środowisk do Kościoła, przebija z tych sformułowań lęk: oto otrzymaliśmy możliwość wyboru, decydowania o sposobie pochówku, a nawet wpływu na kształt ceremonii pogrzebowych, a teraz Kościół chce nam tę zdobycz odebrać. Pojawiają się pytania, jak rozwiązać organizacyjnie problem ceremonii, w której Mszę i obrzęd ostatniego pożegnania odprawia się w obecności ciała, a potem, po kremacji chowa się prochy? I znów antyklerykalne środowiska krzyczą, że Kościół chce przy tej okazji pobrać dodatkową ofiarę. Spróbujmy na spokojnie przyjrzeć się tym zarzutom i wyjaśnić, czemu uregulowania Episkopatu Polski służą…
Po pierwsze, nie jest prawdą, że Kościół zabrania kremacji zwłok. Owszem, Kościół usilnie zaleca tradycyjną formę pochówku przez pogrzebanie ciała, a nie prochów zmarłego, ponieważ to ciało było świątynią Ducha Świętego. Zmarły w swym ciele przyjmował sakramenty, zwłaszcza Komunię św., która jest pokarmem dla duszy, spożywanym jednak przecież na sposób cielesny. To za pomocą ciała obdarzamy się dobrocią, życzliwym słowem, uśmiechem, pomocą w doczesnym życiu. To ciałem wyrażamy miłość i jedność we wspólnocie małżeńskiej, przekazujemy życie. Ciało jest wielkim darem, którego zazdrościliby nam Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli. (Ale jako duchy czyste i mające uszczęśliwiającą wizję Boga, zazdrościć nie mogą.) Zmartwychwstanie, które będzie ostatecznym zwycięstwem nękającej nas dziś śmierci, dotyczyć będzie tego właśnie ciała. Wielu z nas o tym zapomina, wyobrażając sobie życie w Królestwie Niebieskim jako egzystencję jedynie duchową, a to nieprawda. I dlatego chrześcijanie nigdy nie negowali wartości ludzkiego ciała, lecz zawsze oddawali należną mu cześć. W obrzędach znajduje to swój wyraz we Mszy św. pogrzebowej, którą celebruje się właśnie w obecności ciała zmarłego, a nie jego prochów. Podczas obrzędu ostatniego pożegnania leżące w trumnie ciało na pamiątkę chrztu kropi się wodą święconą, a gdy pozwalają na to warunki – okadza się ze słowami: Twoje ciało było świątynią Ducha Świętego, niech Bóg przyjmie cię do swojej chwały. Dlatego jeżeli zachodzi uzasadniona potrzeba kremacji, to obrzędy Mszy i ostatniego pożegnania celebruje się w obecności ciała zmarłego jeszcze przed spopieleniem. I w sensie ścisłym to jest właśnie uroczyście sprawowany, chrześcijański pogrzeb. Samo zaś złożenie prochów w grobie, czy tzw. kolumbarium, dokonuje się później i nie ma już charakteru uroczystego. Jest to krótki obrzęd sprawowany w gronie najbliższej rodziny. Jeśli więc w przypadku spopielania ciała pojawia się dylemat, w której części tak rozciągniętego czasowo przez proces kremacji pogrzebu powinni wziąć udział żałobnicy, którzy nie mogą być do końca, należy wskazać jako najistotniejszą część i zaprosić do udziału we Mszy św. i obrzędzie ostatniego pożegnania. Niestety, niepoprawna mentalność wierzących nawet ludzi często wyraża się w słowach: nie mogę być do końca, będę tylko na Mszy św. Nie tylko, ale aż i przede wszystkim!
Po drugie, są wyjątkowe sytuacje, gdy nie da się celebrować obrzędów Mszy św. i ostatniego pożegnania w obecności ciała (np. transport prochów z zagranicy, czy obecność rodziny przybyłej z daleka, która pragnie uczestniczyć we wszystkich etapach pogrzebu, włącznie ze złożeniem prochów, a nie mogłaby, z powodu znacznego interwału czasu pomiędzy dwiema częściami pogrzebu). Proboszcz parafii może wtedy zezwolić na odstąpienie od normalnej praktyki i wszystkie obrzędy odbywają się wtedy nad urną z prochami.
Po trzecie, zgodnie z biblijną i chrześcijańską tradycją i wręcz moralnym nakazem absolutnie niedopuszczalne jest rozsypywanie prochów na wietrze, nawet w tzw. Ogrodach pamięci, wyrzucanie ich do wody czy przechowywanie, choćby tylko ich części, w domu. Jest to sprzeczne z wynikającym z Pisma św. i chrześcijańskiej tradycji moralnym przykazaniem: umarłych pogrzebać. O ile raczej nikomu nie przychodzą do głowy np. makabryczne pomysły ćwiartowania ciała, aby jego szczątki potem rozrzucić po okolicy lub zatrzymać cząstkę w domu, o tyle spopielone ciało bywa tak, niestety, traktowane.
Po czwarte wreszcie, nikt nikomu nie narzuca sposobu pochowania swoich bliskich zmarłych. Pogrzeb może być katolicki, prawosławny, protestancki lub nawet świecki, bez osoby duchownej jakiegokolwiek obrządku. Zawsze powinniśmy przede wszystkim uszanować wolę zmarłego, ale szanujemy również wypracowany przez Kościół, do którego należymy, ryt obrzędu pogrzebu. Przecież nie mamy wpływu na to, jak wygląda w swym kształcie liturgia Mszy św., ani jak brzmi sakramentalna formuła rozgrzeszenia. To jest niezmienne, ustalone władzą chrystusowego Kościoła i nikt – nawet ksiądz – nie może tego zmienić. W tej stałości zresztą, nie-dowolności, tkwi siła rytu. Decydując się na wyznawanie tej czy innej wiary godzimy się także na sposób celebrowania jej obrzędów. Jeżeli zaś z jakichś powodów nie chcę, aby na pogrzebie obecny był katolicki ksiądz i pochował zmarłego w obrządku katolickim, nikt mnie do tego nie zmusza. Prawdziwe zatem, choć pozbawione kultury, są głosy niektórych internautów: nie będzie mi żaden ksiądz (czarny, klecha) organizował pogrzebu. Uczestnicząc zaś w pogrzebie ciała chrześcijanina nie tylko modlimy się za jego duszę, ale wyznajemy też wiarę, że zmartwychwstanie kiedyś w tym ciele, które teraz zasnęło, i które powierzamy ziemi do czasu powtórnego przyjścia Chrystusa w chwale.
Podsumowując, choć ze względów pragmatycznych takich jak: oszczędność miejsca, łatwość transportu, nieco może niższa cena pochówku, promuje się dziś kremację, nie jest już jednak tak praktyczna (a może to być i kłopot), rozbita na co najmniej dwa etapy, ceremonia pogrzebowa. Nie odmawiajmy też naszym bliskim i sobie samym tej pełnej majestatu uroczystej formy pogrzebu, gdy w sposób prawdziwy oddajemy cześć zmarłemu w jego ciele, w którym żył między nami, i gdy w sposób prawdziwy możemy go w jego ciele pożegnać.